środa, 30 stycznia 2008

18.04 - 27.04 Wyjazd do Les 2 Alpes


Już po raz trzeci organizujemy kwietniowy wyjazd.
TERMIN: 18 – 27.04.2008
SUPER CENA : 1. 449 zł

CENA OBEJMUJE :
- transport luksusowym autokarem (WC, barek, wideo, siedzenia uchylane);
- 7 noclegów w apartamentach 4 – osobowych;
- opiekę pilota na trasie;
- SKIPASS Grande Galaxie na 6 dni;
- ubezpieczenie grupowe NNW + KL + SKI;
- taksę klimatyczną;
-TYLKO U NAS W CENIE zajęcia z instruktorem (narty&snowboard) 2h dziennie;
- fotorelacja z wyjazdu;
- forty-four cytrynowy beskidzki welcome drink;
- wejściówki na imprezy międzynarodowe w Klubie The Lounge;
- testy desek snowboardowych.


CENA NIE OBEJMUJE:
# wyżywienia;
# kaucji za apartament 75 euro/osoba;
# sprzątania apartamentu (opcjonalnie 20 euro/ osoba);
# poszewek na pościel.

ZALICZKA ZAPEWNIAJĄCA MIEJSCE NA WYJEŹDZIE:
600 zł do 29 lutego
wpłata końcowa do 7 marca




Jak było w zeszłym roku, hmmm proponuję przeczytać relację Marka Ognia, którą napisał zaraz po zeszłorocznym wyjeździe

MAREK OGIEŃ WYJAŚNIA

Co jakiś czas ktoś mi mówił żeby w końcu zebrał się z chłopakami i jechał na lodowiec bo wiecznie tylko te Julki i Biały Krzyż. Jakoś mnie te europejskie wojaże nie pociągały, szkoda było mi pieniędzy, czasu, nie wierzyłem w to co ludzie mówią no i zaklinałem się, że nie pojadę nigdzie dalej niż na Słowacje przed trzydziestką.

W czwartek dzwoni do mnie Mutek i mówi - Maruś jadę jutro do Les2Alpes, dzwoń do nich może mają miejsce jeszcze. Trochę mi się nie chciało no ale zadzwoniłem i miejsc nie ma. No to olewka pojadę innym razem. Rano w piątek o 10:06 budzi mnie telefon, dzwoni Monika i mówi, że jest miejsce. No to lecimy, szybko na zakupy kupić to co ważniejsze i do domu pakować się. O 14 siedziałem już na walizkach i czekałem aż ktoś mnie weźmie na dworzec. Na dworcu dużo znanych mi twarzy, zdecydowana większość - dobrze jechać w doborowym towarzystwie. Cały czas czułem, że źle robię, 25h w busie nie należy do przyjemności no i jakieś takie mieszane uczucia w głowie. No ale lecimy, 1 granica, 2 granica, cytrynówka się nie kończy, czas szybciej leci, jest super, czuwamy z Wampirem. Zmęczenie alkoholowe wdaje się we znaki no to kima. Niewiele spania, jeszcze 12h przed nami, całe Włochy plus trochę Francji i gdzie te góry, nic nie widać!! No i w końcu są, widać coś, nagle teren kompletnie się zmienia, po lewej i prawej widać ten cały ogrom tych gór. Przejechaliśmy chyba z 30 tuneli a góry się nie kończą i są coraz wyższe. W końcu koniec autostrad, nareszcie czuję to co pokazują w telewizji - wąskie kręte ulice, malownicze wioski skąpane w paryskim błękicie!!! Jesteśmy!!! 1600 mnpm, wychodzę z autobusu i czuć ostre powietrze w nosie - jak ja to kocham!!! Czekamy przed hotelem na klucze i skipassy które po chwili Monika rozdaje wszystkim grupom. No to atak! Jest winda - ufff. Z Mutim zrobiliśmy szotgan na łóżko z widokiem na góry. No jest wysoko! Prysznic, rozpakunek, lekka kolacja i spacer po wiosce. Wygląda ładnie, słyszę tylko z przodu - TU, TU, TU pójdziemy w środę wieczorem, tam mieszkają Warszawianki, tu to tu tamto.
Rano pobudka o 8:02, śniadanie na pełnym gazie, do plecaka woda i jedzenie, skipass jest więc można ruszać. Gondola rusza spod samego hotelu, wywozi nas na 2600 mnpm i jestem w ciężkim szoku! Termika za milion dolców, w głowie mi się kręci od tych tras i kolejek, snowpark wygląda mistrz. Zostawiamy rzeczy w parku, zbieramy ekipę i gaz na te kanapy. Dobra to jedziemy tu, albo nie, jedźmy do La Fee, niech chłopaki zobaczą, tam jest bosko mówi Szeryf. Objeździliśmy małą część tego co sie dało. Po jakimś czasie zaczyna mi się wydawać, że dłużej jadę w dół niż kolejkami do góry. Dobiega 16:30 ostatnia godzina zjazdu do wioski, trochę się nie chce no ale trzeba. Dobrze że to pierwszy dzień. W domu prysznic, obiad, nie możemy zgasić podjaru z Mutkiem, w ciągu jednego dnia wyjeździliśmy się jak w 2 sezony na naszych stokach. Jeszcze 5 takich dni i nie będę musiał jechać na deskę przez następne 6 lat.
Wieczorem de Lanż (The Lounge), o la laaaa, ostro poszedłem ale było bardzo sympatycznie, taki romantyczny spęd grupy forty-four.pl po pierwszym dniu.
Następne dni to samo, park, stoki, pajp, rurki, chłopaki dają deski do testów, codziennie można inny model sprawdzić - no mistrz, zastanawiałem się po co ja brałem swoją deskę skoro miałem ją tylko w pierwszy dzień na nogach. Za aparat złapałem dopiero w środę i czwartek.
W środę byliśmy zobaczyć lodowiec La Grave na 3600 mnpm. Trzeba do niego przejechać gondolą, kanapą, 2 orczykami, potem ratrakiem i jeszcze jakieś 500 m na nogach i jest! Zaraz nad La Grave piękne schronisko, widok za milion dolców na Mt Blanc, leżaczek, zimny browar i ciastko jagodowe. Pierwsze co pomyślałem to, że nie wracam do Polski!! Pstryknąłem kilka landszaftów, portretów i takich tam, będzie pamiątka wisiała na ścianie.
W czwartek pogoda nam nie dopisała, zrobiło się pochmurnie. Siadło kilka fotek w parku na kickerach a o 13 wybraliśmy się do groty lodowej na 3500 mnpm. Dojechać trzeba było kretem, więcej nie jadę, nie ma okien, stresowo jak dla mnie. Grota za 3 euro i jak w labiryncie z lodu, trochę tam poświrowaliśmy, dużo ciekawych ekspozycji. Pogoda się poprawia, trochę skoków w parku i do domu.
Piątek to już tylko w parku na pełnym gazie. Ostatni dzień to można się nawet rozwalić. Ostatni kontakt z górami, ostatni obrót głową i nara w dół gondolą. W pokoju Maryla Rodowicz śpiewa coś o pociągach, pełna rozklejka, niby tylko 6 dni ale można się przyzwyczaić. Człowiek szybko wsiąka w nowe otoczenie.
Rano pobudka, głosu nie mam, czuję się bardzo zmięty, taki wywrócony na lewą stronę, w pokoju burdel taki jakbyśmy wczoraj nic nie sprzątali, spóźnienie mamy lekkie bo gdzieś z godzinkę, wszyscy po nas krzyczą, że się ociągamy. No ale w końcu daliśmy radę. Jeszcze szybki strzał do sklepu po picie i w drogę. Potem 22h męczarni chociaż dużo lepiej to zniosłem niż poprzednio podróż.
W sumie to podsumowałbym to jakoś takim ładnym zdaniem, jakoś poetycko ale za bardzo nie mam weny. Było po prostu fenomenalnie, zobaczyłem kolejne nowe miejsce i wiem że warto było jechać. Szotgan na last minute za rok. MM

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

jadę na zajawie pełnej :) ...